Jan 17, 2010

chinskie literki a kysz a kysz

no dobra.. zeby nie bylo ze nic tutaj nie pisze od 3 dni to dorwalam sie do chinskiego komputera i walcze teraz z chinskimi znaczkami zeby odszukac kazda jedna polska strone, literke i inne takie.. lekko nie jest i juz jakis miliard razy wszystko mi sie zawieszalo..

no ale, jak juz co bystrzejsi czytelnicy sie zorientowali - zyje:))) zyje i mam sie dobrze, czego nie mozna powiedziec o moim aparacie ktory wzial i sie zepsul. no coz.. kupie sobie nowy :(

poza ta jedna nieodzalowana strata sa same korzysci - odebraly mnie z lotniska male usmiechniete ludziki, nastepnie spalam w jakims smiesznym domu, gdzie o 6 rano karmilismy mnichow, potem bylam na wycieczce gdzie chodzilam pod woda, plywalam w cieplym oceanie, lowilam ryby o polnocy, jadlam smieszne owoce morza ktorych nazw nie znaja nawet najstarsi tajlandczycy, ogladalam delfiny (wlasciwie jednego) no i inne takie smieszne rzeczy;)

wyspa na ktorej bylismy nazywa sie Koh Larn - i chyba nie nalezy do najpieknieszych w tajlandii - znaczy dla mnie po -15 stopniach w zupelnosci to wystarczylo - ciepla bardzo slona woda, kolorowe domki, palmy.. no ale troche juz zurbanizowana okolica, przez co mniej nastrojowa.


tutaj zdjecie z chodzenia pod woda (pierwszy i ostatni raz zamieszczam w necie moje zdjecie w kostiumie kapielowym haha no przynajmniej dopoki nie zrzuce 10 kilo;))

bylo to mega przezycie, - 7 metrow pod woda w takim smiesznym kasku ktory od dolu mial dziure i normalnie mozna bylo wlozyc reke i sobie pomachac przed oczyma; od cisnienia troche sie zatyklay uszy i roznice bylo czuc nawet wstajac z kolan do pozycji stojacej (czyli jakies 70 cm roznicy!!), karmilam rybki chlebem, ogladalam rafe, dotykalam jamoczegos tam;) no i ogolnie bylo fajnie.

no i jeszcze bylam na takim targu wodnym na tzw. fish SPA :)gdzie rybki jadly mi naskorek z nog - nie marto - to nie jest oblesne tylko bardzo zdrowe.. poza tym mega przyjemne uczucie... lekko laskocze, potem masuje.. no super:)



teraz jestem w hotelu w campusie - campus wyglada super, wszystko podswietlone, wkolo boiska, sklep, kawiarnie (kawiarenki internetowej nie ma oczywiscie bo wszyscy maja komputerki) - jest budynkowy podzial na chlopcow i dziewczynki - a jak :) w pokoju jestem z jedna chinka i z jadna tajwanka. ogolnie tajlandczycy do organizacji maja podejscie takie same jak do wszystkiego innego - sabai sabai - znaczy dokladnie tyle co manana po hiszpansku;)

zdarzenia na zywo relacjonowala dla was korespondentka ewa

4 comments:

  1. aj, jak cudnie! i ten domek tak fajnie kolorowy ;)
    czekam na dalsze relacje!

    ReplyDelete
  2. ale super, ale super, ale super!!! :))
    Ewaaaa trzeba mnie było jednak zabrać ze sobą! zazdrość mnie zżera jak patrze na te zdjecia haha no, może poza tym jednym z rybami przyklejonymi do nóg - zdecydowanie pozostaje przy zdaniu, ze to obleśne hehe
    buziiiiii :)))

    ReplyDelete
  3. Ewcia! Widze ze sie super bawisz ^^
    Tak trzymaj :D
    Buzki!

    ReplyDelete
  4. Wow:D
    ale fajna fota ta z kula hehehe:)

    super fota:d
    no widzę, że pełen relaks:)
    trzymam kciuki
    :)

    Pani magister Agnieszka ;)

    ReplyDelete