no ale, jak juz co bystrzejsi czytelnicy sie zorientowali - zyje:))) zyje i mam sie dobrze, czego nie mozna powiedziec o moim aparacie ktory wzial i sie zepsul. no coz.. kupie sobie nowy :(
poza ta jedna nieodzalowana strata sa same korzysci - odebraly mnie z lotniska male usmiechniete ludziki, nastepnie spalam w jakims smiesznym domu, gdzie o 6 rano karmilismy mnichow, potem bylam na wycieczce gdzie chodzilam pod woda, plywalam w cieplym oceanie, lowilam ryby o polnocy, jadlam smieszne owoce morza ktorych nazw nie znaja nawet najstarsi tajlandczycy, ogladalam delfiny (wlasciwie jednego) no i inne takie smieszne rzeczy;)
wyspa na ktorej bylismy nazywa sie Koh Larn - i chyba nie nalezy do najpieknieszych w tajlandii - znaczy dla mnie po -15 stopniach w zupelnosci to wystarczylo - ciepla bardzo slona woda, kolorowe domki, palmy.. no ale troche juz zurbanizowana okolica, przez co mniej nastrojowa.
tutaj zdjecie z chodzenia pod woda (pierwszy i ostatni raz zamieszczam w necie moje zdjecie w kostiumie kapielowym haha no przynajmniej dopoki nie zrzuce 10 kilo;))
bylo to mega przezycie, - 7 metrow pod woda w takim smiesznym kasku ktory od dolu mial dziure i normalnie mozna bylo wlozyc reke i sobie pomachac przed oczyma; od cisnienia troche sie zatyklay uszy i roznice bylo czuc nawet wstajac z kolan do pozycji stojacej (czyli jakies 70 cm roznicy!!), karmilam rybki chlebem, ogladalam rafe, dotykalam jamoczegos tam;) no i ogolnie bylo fajnie.
no i jeszcze bylam na takim targu wodnym na tzw. fish SPA :)gdzie rybki jadly mi naskorek z nog - nie marto - to nie jest oblesne tylko bardzo zdrowe.. poza tym mega przyjemne uczucie... lekko laskocze, potem masuje.. no super:)
teraz jestem w hotelu w campusie - campus wyglada super, wszystko podswietlone, wkolo boiska, sklep, kawiarnie (kawiarenki internetowej nie ma oczywiscie bo wszyscy maja komputerki) - jest budynkowy podzial na chlopcow i dziewczynki - a jak :) w pokoju jestem z jedna chinka i z jadna tajwanka. ogolnie tajlandczycy do organizacji maja podejscie takie same jak do wszystkiego innego - sabai sabai - znaczy dokladnie tyle co manana po hiszpansku;)
zdarzenia na zywo relacjonowala dla was korespondentka ewa
aj, jak cudnie! i ten domek tak fajnie kolorowy ;)
ReplyDeleteczekam na dalsze relacje!
ale super, ale super, ale super!!! :))
ReplyDeleteEwaaaa trzeba mnie było jednak zabrać ze sobą! zazdrość mnie zżera jak patrze na te zdjecia haha no, może poza tym jednym z rybami przyklejonymi do nóg - zdecydowanie pozostaje przy zdaniu, ze to obleśne hehe
buziiiiii :)))
Ewcia! Widze ze sie super bawisz ^^
ReplyDeleteTak trzymaj :D
Buzki!
Wow:D
ReplyDeleteale fajna fota ta z kula hehehe:)
super fota:d
no widzę, że pełen relaks:)
trzymam kciuki
:)
Pani magister Agnieszka ;)