Wzięłam jakieś rachunki, co miałam pod ręką i ot, co z tego wynika:)
szampon Dove: 10.600 pesos colombianos = 15,30 zl
płatki Fitness 8.000 = 12 zl
1 papryka 650 = 1 zl
1 mango 1.200 = 1,80 zl (2.800 za kilo = 3,20 za kilo:)
mleko 1litr 2.000 = 3 zl
1 cebula 350 = 0,5 zl
chipsy 2.230 = 3,30 zl
piwo w puszcze 1.560 = 2, 30 zl
inne piwo w puszce 1.450 = 2, 10 zl
oliwa z oliwek 9.000 = 13, 50 zl
4 jogurty 3.200 = 4,70 zl
Coca cola 1,5 litra 2.300 = 3,50 zl
dezodorant Rexona 6.500 = 10 zl
banany (zwykle) 1.700/kg = 2,50 zl/kg
3 kolby kukurydzy 1.800 = 2,70 zl
3 marchewki 1.000 = 1,50 zl
mango na ulicy, pokrojone w kubeczku 1.000 = 1, 50 zl
1 zajęcia (2 godziny) salsy 6.000 = 9 zl
30 godzin salsy 50.000 = 75 zl
1 przejazd autobusem 1.500 = 2,20 zl
obiad na uniwerku (zupa, drugie, sok ze swiezych owocow i jakis cukierek jako deser) 5.000 = 7, 50 zl
dobra, tyle na dziś, coś nie mam za dużo owoców na rachunku, nastepnym razem dla zainteresowanych:)
May 30, 2010
May 28, 2010
May 26, 2010
Manizales y el volcán Nevado del Ruiz
Jako ze poprzedni weeknd caly przesiedzialam w domu nad kompem, stwierdzilysmy z Magda, ze czas najwyzszy wznowic nasze podroze, chocby to mial byc sam weeknd. Magda ma kolege w Manizales, miasto na polnoc od Cali, wiec w piatek zdecydowalysmy spontanicznie, ze jedziemy!:)
Kolega Magdy mial dla nas czas dopiero od 19, wiec mialysmy pol dnia na zwiedzanie miasta. Oczywiscie bylysmy wyjatkowo malo przygotowane, jako ze wyjazd byl dosc spontaniczny, wiec nie mamy poczucia, ze cos nas ominelo, bo nie wiemy nawet co nas moglo ominac haha Tak czy inaczej, miasto jest najprawde bardzo ladne, zuplenie inne niz Cali! Sa ladne uliczki, po ktorych z przyjemnoscia sie chodzi, jest duzo ludzi na ulicach, male sklepiki na ulicach, zabytki , koscioly, ladne placyki.. Czuje sie klimat miasta, czego niestyety nie bardzo monza powiedziec o Cali. Zdjecia ponizej:)
W zalozeniu mialysmy wstac o 5, zeby o 7 zlapac autobus do Manizales, i byc na miejscu kolo 11. Niestety w piatek wrocilysmy dosc pozno do domu.. i wstalysmy po 6. Niestety zanim sie ogarnelysmy zrobila sie 7:40 i juz nie zdazylysmy na autobus o 8:P Tak wiec w koncu o 9 znalazlysmy sie w autobusie:D Na szczescie udalo nam sie jechac wlasciwie nie busem, tylko takim wiekszym samochodem, ktory mial tylko 6 miejsc pasazerskich, wiec zamiast 5 czy 6 godzin jazdy, bylysmy na miejscu juz o 13, czyli po 4 godz!! :)

Wieczorem kolega z innym kolega jeszcze chcieli nam pokazac miasto noca, wiec zrobilismy rundke samochodem, niestety bylysmy tak padniete, ze Magda cala droge przespala, a ja staralam sie jak moglam nie zamknac oczu i podziwiac miasteczko:P
Tak czy inaczej, wrocilysmy dosc pozno do mieszkania kolegi. Niestety i tej nocy nie bylo dane nam sie wyspac, bo chcialysmy w niedziele wejsc na wulkan!! Co tez uczynilysmy :) A bylo tak: zbiorka byla o 7, a bylo to kawalek od domu, wiec pobudka byla 5:30, yeah:D
Nasza grupa skladala sie z 7 osob i kierowca, bardzo fajna grupa nam sie trafila, choc zadnego obcokrajowca nie bylo poza nami.. No i pojechalismy na wulkan. Wulkan jest ciagle aktywny. Ostatni raz wybuchl w 1985 roku i zalal cale miasteczko Armero (bylam tam miesiac temu z wycieczka ze studentami socjologii zwiedzac - jeden wielki cmentarz na terytorium miasta..). Zginelo wtedy ok 20 z 25 tys. mieszkancow.
Wulkan jest osniezony, bowiem jest na nim calkiem chlodno, w niedziele bylo ok. -3 choc wg mnie bylo nawet zimniej. Niesttey nie mialysmy z Polski ciuchow zimowych, zakupilysmy tylko rekawiczki na dole gory. Trzeba przyznac, ze naprawde zmarzlysmy!!
Wracajac do wulkanu, jest tam bardzo malo tlenu, wobec czego zanim sie tam wejdzie, obsypali nas mnostwem zastrzezen, porad i wskazowek. Miedzy innymi nie wolno jesc slodyczy dzien przed i tego samego dnia, a na pewno nie czekolady, nie wolno pic cieplych napojow przed wejsciem, najlepiej nie jesc nic przed wejsciem, zeby potem nie zygac. Duzo ludzi bowiem wymiotuje po zejsciu na dol, w naszym przypadku trafilo na jednego chlopca .. Najlepsze, ze zaleca sie tez nie ubierac zbyt cieplo, zeby nie byc zbyt opatulonym, odradza sie tez szaliki, ale bylo tak zimno, ze moja letnia chustka wcale mi nie przeszkadzala;)
Samochod dowiozl nas na dol wulkanu, gdzie mielismy zaczac sie wspinac. Podroz samochodem tez jest wydarzenem samym w sobie, bo jedzie sie z otwartymi oknami! Mroz jest niesamowity i pada snieg czy deszcz, ale wszystkie okna musza byc otwarte zeby bylo duzo tlenu..
Najpierw bylo troche niebezpiecznie, bo grzmialo i przewodnicy zdecydowali, ze zostajemy tam gdzie bylismy. Ucieszylysmy sie, bo ponoc na innym wulkanie 3 osoby trzasnal piorun i zmarly na miejscu.... no a poza tym bylysmy zmeczone, zmarzniete i wcale nam sie nie widzialo wspinac w sniegu , dezzczu i mrozie na wulkan, na ktorym ponoc serce bije 3 razy szybciej niz normalnie, ma sie krotki oddech i trzeba oddychac 4-fazowo. haha
Tak czy inaczej, po jakiejs pol godzinie nastapila zmiana planow i padlo haslo ze ruszamy :D
Trzeba przyznac, ze naprawde ciezko sie wchodzilo.. Kilka krokow i serce bilo jak szalone, mimo ze dystans byl bardzo maly. Weszlismy "tylko" do poziomu 4.900 metrow, i dalej nam nie pozwolili (ufff :)
Aha, trzeba tez pic wode co 5 minut jak sie wchodzi. Na szczescie najtrudniejsza czesc nas ominela, wiec spokojnie zeszlysmy na dol z powrotem i rozkoszowalismy sie goraca aguapanela, czyli ich typowym napojem, bardzo slodkim i bardzo dobrym:)
Potem zjechalismy busem znow na dol i pojechalismy do Termali, ktore byly tez w cenie wycieczki! Niestety jestesmy troche nieogarniete, i nie wzielysmy ze soba kostiumow kapielowych, nad czym ubolewalysmy bardzo, bo po calym dniu w mrozie, wizja goracych termali byla bardzo kuszaca.. Jedyne co moglysmy, to pomoczyc sobie nogi, co tez uczynilysmy z wielka przyjemnoscia:)
Pan kierowca byl na tyle mily, ze podrzucil nas na dworzec i juz po 10 min znalazlysmy sie w kolejnym busie, do Cali. Niestety tym razem trafil nam sie wielki autobus, i wracalysmy ponad 6 godzin!! A do tego puszczali chyba najgorsze filmy pod sloncem, nie wspomne tytulow, ale w zyciu nie widzialam glupszych filmow:P Tak czy inaczej wrocilysmy do domu pozno i w poniedzialek znow przyszlysmy niewyspane do pracy..
Pan kierowca byl na tyle mily, ze podrzucil nas na dworzec i juz po 10 min znalazlysmy sie w kolejnym busie, do Cali. Niestety tym razem trafil nam sie wielki autobus, i wracalysmy ponad 6 godzin!! A do tego puszczali chyba najgorsze filmy pod sloncem, nie wspomne tytulow, ale w zyciu nie widzialam glupszych filmow:P Tak czy inaczej wrocilysmy do domu pozno i w poniedzialek znow przyszlysmy niewyspane do pracy..
May 24, 2010
manekiny!!
Wreszcie udalo mi sie zrobic zdjecie porzadnym manekinom skleopwym!:D Uwazam, ze takie panie powinny stac tez u nas na wystawach! haha
May 21, 2010
Detale zycia codziennego
Zacznijmy od mieszkania jako takiego. No wiec na przyklad w naszym nowym mieszkaniu, co by nie bylo tak goraco latem (ha ha), nad kazdymi drzwiami w mieszkaniu (wlaczajac drzwi DO mieszkania!!), jest dziura. Dziura na szerokosc drzwi i tak na 20 cm w gore. Bez niczego, bez szyby, bez kratki, ot tak, dziura.
Ma to niestety swoje wady, a przede wszystkim ta, ze wszedzie slychac doslownie wszystko! Nie tylko w calym mieszkaniu slychac kazdy szelest, ale tez slychac kazdy telefon w innym mieszkaniu, a rozmowy na korytarzu slychac jak we wlasnym mieszkaniu (na poczatku czasem sie balam, ze ktos nam w mieskaniu chodzi haha). No a druga wada jest to, ze bardzo latwo dostac sie do takiego mieszkania, ale tutaj na szczescie problem rozwiazuje organizacja budynku i osiedla, bowiem kazdy unidad (czyli takie osiedle zamkniete) jest wlasnie zamkniete.
Oznacza to, ze jest otoczone murem i przy kazdym wejsciu jest budka, w ktorej siedzi sobie pan portier i za kazdym razem to on otwiera drzwi kazdej osobie, ktora wchodzi i wychodzi, bez wzgledu na to czy jest to mieszkaniec czy nie. I tak jest w calym Cali, przynajmniej w tych nienajgorszych dzielnicach;) Nikt nie ma klucza, ani zadnego kodu do domu, zawsze to pan portier otwiera i pilnuje wszystkiego. Ha, co lepsze, zawsze kiedy ktos przychodzi, pan portier dzwoni do mieszkania z pytaniem czy dana osobe wpuscic. Nawet jak przyszla do nas ostatnio wlascicielka mieszkania, portier zapytal sie czy ja wpuscic hehe chwile sie wahalysmy, ale niech jej bedzie :P
Wracajac do mieszkania, poza tym w kazdym mieszkaniu jest oddzielne pomieszczenie, w ktorym zaklada sie, ze bedzie mieszkac gosposia/sluzaca. Zwykle takie pomieszczenie jest bardzo malutkie, ledwo miesci sie jakies lozko, i ma oddzielna lazienke. W naszym mieszkaniu tez takie pomieszczenie jest, z tym, ze jesli nie ma gosposi, to uzywa sie go jako pomieszczenie gospodarcze, tzn, trzymamy tam deske do prasowania, mopa i takie tam;)
Zwykle mieszkania buduje sie tak, zeby byly przynajmniej 2 okna na przeciwko siebie, co by byl przewiew. Jak jest duzy wiatr, to naprawde robi sie przeciag, bo zwykle wszystkie okna mamy otwarte:)
O transporcie bedzie w innym poscie, jak zrobie zdjecia.
Natomiast wracajac do tematu ochrony, na ulicy czesto stoja zandarmi z bronia. Najczesciej stoja po dwoch. Na kazdym przystanku autobusowym stoi dwoch, takich na stale;) Poza tym stoja przy centrach handlowych, przy szkolach, na trasach, na uniwersytetach. U mnie na uniwerku tez przy wejsciu zawsze ktos stoi, ale tylko raz sie mnie pytali co ja tu robie i chcieli zebym sie wylegitymowala;) Natomiast na uniwerku Magdy kazdej osobie, ktora wchodzi pan zandarm przeszukuje plecak czy torbe. Przynajmniej w teorii. W praktyce jest to strasznie smieszne, bo oni tylko dodytaja lekko tych toreb i ruszaja glowami, udajac ze patrza. Ale nikt sie tym zupelnie nie przejmuje.
Podobnie jest w klubach , gdzie rowniez jeden pan z drugim panem sprawdzaja co sie ma w torebkach. Co jednak dziwniejsze, w kinie jest to samo, przed wejsciem do sali, sprawdzaja co sie wnosi.
Detale uniwerkowe, ktore zrobily na mnie najwieksze wrazenie, to przede wszystkim sam wyglad zewnetrzny nazwijmy to. Palmy, niesamowite kwiaty, drzewa mangowe (!), baseny na uniwerku, oczywiscie odkryte (niestety na moim nie), i to, ze wlasciwie nie ma granicy pomiedzy tzw. dworem a srodkiem. Czasem sie jest w srodku, czasem na zewnatrz, a czasem nie wiadomo, bo jest dach, ale nie ma scian, tylko kolumny.. Juz sie do tego przyzwyczailam, ale wlasciwie to jest niesamowite. Codziennie jemy na swiezym powietrzu, pod parasolkami, z zoltymi ptaszkami na drzewach hehe i jakos wczesniej nie pomyslalam, ze u nas w Polsce to wlasciwie niemozliwe.. Poza tym u nas na uniwerku sprzedaja przepyyyyszne salatki owocowe, albo wybrane owoce z lodami, owoce maja zwykle: mango, melon, banan, ananas, papaja, jablko, lulo, truskawki.. Spora salatka kosztuje 3 500 czyli jakies 5 zlotych.
Poza tym w kazdej lazience jest elektryczny suszacz do rak, kazda sala ma wbudowany wyswietlacz a kazdy stolik profesorski w kazdej sali ma wbudowany komputer!
O tym co mozna robic w czasie przerw na uniwerku tez bedzie inny post, bo to dlugi temat:)
Jesli chodzi o zakupy, to przed kazdym supermarketem oczywiscie stoi ochrona. W sklepie generalnie jest bardzo duzo roznych pan glownie, ktore zachecaja i proponuja najrozniejsze rzeczy. Przy kazdej kasie jest jakas mloda osoba, ktora nam pakuje zakupy w siatki i zawsze zawiazuja je na koncu w ten sam charakterystyczny sposob, ze potem ich nosic nie mozna. Kiedy przychodze z wieksza wlasna torebka i chce do niej rzeczy spakowac, to zwykle wzbudzam zdziwienie.. Przy wyjsciu pan ochroniach zwykle prosi o rachunek i sprawdza, czy zgadza sie ze stanem faktycznym zakupow. Aczkolwiek tutaj musze powiedziec, ze mnie rzadko o to prosza. Natomiast kiedy juz prosza, to potem ladnie stempluja rachunek, zeby bylo wiadomo ze sprawdzone. Na te rzeczy natomiast, ktore sie ma poza siatka, np. butelke wody, chipsy czy generalnie cos co sie ma w reku, naklejaja mala czerwona karteczke "PAGADO", czyli ZAPLACONE. Smieszny zwyczaj ;)
Aha, wracajac do tematu zamieszkania, w tych lepszych dzielnicach zwykle na kazdej albo na co ktorejs ulicy jest pan, ktory jest odpowiedzialny za bezpieczenstwo na danej ulicy. Pan taki wyposazony jest w dwie rzeczy: rower i palke. I czasem krzeselko:) I tak robi sobie rundki wzdluz ulicy wte i we wte i patrzy co sie dzieje. Na naszej niestety takiego pana brak:/
Ma to niestety swoje wady, a przede wszystkim ta, ze wszedzie slychac doslownie wszystko! Nie tylko w calym mieszkaniu slychac kazdy szelest, ale tez slychac kazdy telefon w innym mieszkaniu, a rozmowy na korytarzu slychac jak we wlasnym mieszkaniu (na poczatku czasem sie balam, ze ktos nam w mieskaniu chodzi haha). No a druga wada jest to, ze bardzo latwo dostac sie do takiego mieszkania, ale tutaj na szczescie problem rozwiazuje organizacja budynku i osiedla, bowiem kazdy unidad (czyli takie osiedle zamkniete) jest wlasnie zamkniete.
Oznacza to, ze jest otoczone murem i przy kazdym wejsciu jest budka, w ktorej siedzi sobie pan portier i za kazdym razem to on otwiera drzwi kazdej osobie, ktora wchodzi i wychodzi, bez wzgledu na to czy jest to mieszkaniec czy nie. I tak jest w calym Cali, przynajmniej w tych nienajgorszych dzielnicach;) Nikt nie ma klucza, ani zadnego kodu do domu, zawsze to pan portier otwiera i pilnuje wszystkiego. Ha, co lepsze, zawsze kiedy ktos przychodzi, pan portier dzwoni do mieszkania z pytaniem czy dana osobe wpuscic. Nawet jak przyszla do nas ostatnio wlascicielka mieszkania, portier zapytal sie czy ja wpuscic hehe chwile sie wahalysmy, ale niech jej bedzie :P
Wracajac do mieszkania, poza tym w kazdym mieszkaniu jest oddzielne pomieszczenie, w ktorym zaklada sie, ze bedzie mieszkac gosposia/sluzaca. Zwykle takie pomieszczenie jest bardzo malutkie, ledwo miesci sie jakies lozko, i ma oddzielna lazienke. W naszym mieszkaniu tez takie pomieszczenie jest, z tym, ze jesli nie ma gosposi, to uzywa sie go jako pomieszczenie gospodarcze, tzn, trzymamy tam deske do prasowania, mopa i takie tam;)
Zwykle mieszkania buduje sie tak, zeby byly przynajmniej 2 okna na przeciwko siebie, co by byl przewiew. Jak jest duzy wiatr, to naprawde robi sie przeciag, bo zwykle wszystkie okna mamy otwarte:)
O transporcie bedzie w innym poscie, jak zrobie zdjecia.
Natomiast wracajac do tematu ochrony, na ulicy czesto stoja zandarmi z bronia. Najczesciej stoja po dwoch. Na kazdym przystanku autobusowym stoi dwoch, takich na stale;) Poza tym stoja przy centrach handlowych, przy szkolach, na trasach, na uniwersytetach. U mnie na uniwerku tez przy wejsciu zawsze ktos stoi, ale tylko raz sie mnie pytali co ja tu robie i chcieli zebym sie wylegitymowala;) Natomiast na uniwerku Magdy kazdej osobie, ktora wchodzi pan zandarm przeszukuje plecak czy torbe. Przynajmniej w teorii. W praktyce jest to strasznie smieszne, bo oni tylko dodytaja lekko tych toreb i ruszaja glowami, udajac ze patrza. Ale nikt sie tym zupelnie nie przejmuje.
Podobnie jest w klubach , gdzie rowniez jeden pan z drugim panem sprawdzaja co sie ma w torebkach. Co jednak dziwniejsze, w kinie jest to samo, przed wejsciem do sali, sprawdzaja co sie wnosi.
Detale uniwerkowe, ktore zrobily na mnie najwieksze wrazenie, to przede wszystkim sam wyglad zewnetrzny nazwijmy to. Palmy, niesamowite kwiaty, drzewa mangowe (!), baseny na uniwerku, oczywiscie odkryte (niestety na moim nie), i to, ze wlasciwie nie ma granicy pomiedzy tzw. dworem a srodkiem. Czasem sie jest w srodku, czasem na zewnatrz, a czasem nie wiadomo, bo jest dach, ale nie ma scian, tylko kolumny.. Juz sie do tego przyzwyczailam, ale wlasciwie to jest niesamowite. Codziennie jemy na swiezym powietrzu, pod parasolkami, z zoltymi ptaszkami na drzewach hehe i jakos wczesniej nie pomyslalam, ze u nas w Polsce to wlasciwie niemozliwe.. Poza tym u nas na uniwerku sprzedaja przepyyyyszne salatki owocowe, albo wybrane owoce z lodami, owoce maja zwykle: mango, melon, banan, ananas, papaja, jablko, lulo, truskawki.. Spora salatka kosztuje 3 500 czyli jakies 5 zlotych.
Poza tym w kazdej lazience jest elektryczny suszacz do rak, kazda sala ma wbudowany wyswietlacz a kazdy stolik profesorski w kazdej sali ma wbudowany komputer!
O tym co mozna robic w czasie przerw na uniwerku tez bedzie inny post, bo to dlugi temat:)
Jesli chodzi o zakupy, to przed kazdym supermarketem oczywiscie stoi ochrona. W sklepie generalnie jest bardzo duzo roznych pan glownie, ktore zachecaja i proponuja najrozniejsze rzeczy. Przy kazdej kasie jest jakas mloda osoba, ktora nam pakuje zakupy w siatki i zawsze zawiazuja je na koncu w ten sam charakterystyczny sposob, ze potem ich nosic nie mozna. Kiedy przychodze z wieksza wlasna torebka i chce do niej rzeczy spakowac, to zwykle wzbudzam zdziwienie.. Przy wyjsciu pan ochroniach zwykle prosi o rachunek i sprawdza, czy zgadza sie ze stanem faktycznym zakupow. Aczkolwiek tutaj musze powiedziec, ze mnie rzadko o to prosza. Natomiast kiedy juz prosza, to potem ladnie stempluja rachunek, zeby bylo wiadomo ze sprawdzone. Na te rzeczy natomiast, ktore sie ma poza siatka, np. butelke wody, chipsy czy generalnie cos co sie ma w reku, naklejaja mala czerwona karteczke "PAGADO", czyli ZAPLACONE. Smieszny zwyczaj ;)
Aha, wracajac do tematu zamieszkania, w tych lepszych dzielnicach zwykle na kazdej albo na co ktorejs ulicy jest pan, ktory jest odpowiedzialny za bezpieczenstwo na danej ulicy. Pan taki wyposazony jest w dwie rzeczy: rower i palke. I czasem krzeselko:) I tak robi sobie rundki wzdluz ulicy wte i we wte i patrzy co sie dzieje. Na naszej niestety takiego pana brak:/
May 18, 2010
nudy na pudy
Mieliśmy teraz dlugi weeknd, bo znów poniedziałek był wolny. Niestety jako, że pierwszy miesiąc trochę się obijałam, trochę zaległości mi się nazbierało, pojawił się deadline i marta spędziła 3 upojne wolne dni w towarzystwie komputera, pustej lodówki i widoku na basen za oknem;)
Co by zachęcić moją rodzinę do odwiedzenia mnie jednak, poniżej zdjęcie basenu:
Co by zachęcić moją rodzinę do odwiedzenia mnie jednak, poniżej zdjęcie basenu:
Trzeba przyznać, że jest fajniejszy niż ten, co miałyśmy w poprzednim mieszkaniu!
Na zdjęciu Magda, Gabby y Mariana (dziewczyny z Boliwii).
A poniżej wydarzenie miesiąca, czyli nasz calentador!! czyli urządzenie, które ogrzewa wodę! Oznacza to, że od dziś mamy w mieszkaniu ciepłą wodę!!! Niesamowite uczucie doświadczyć nielodowatej wody po 2,5 miesiącach..! :)
Co prawda pan w sklepie mówił, że trzeba się kąpać w klapkach, żeby było uziemienie na wypadek kopnięcia prądem, ale pan, co nam to instalował powiedział, że ten nie ten model i że ten model co mamy nie kopie! :D
Tak więc moi kochani, wreszcie marta się porządnie umyje! haha
Z ciekawszych wydarzeń weekndu jeszcze dodam, że dziś z Magdą, jako że byłyśmy w domu, naszła nas ochota na lody. Niestety nasza ochota była odwrotnie proporcjonalna do chęci, żeby się udać po owe lody do sklepu. Na szczęęęęście pzypomniałysmy sobie, że nasz portier dał nam numer tel do sklepu, z którego ponoć można zamawiać co się chce do domu. Stwierdziłysmy, że to dobra okazja, co by sprawdzić jak to działa:) Zadzwoniłam i okazało się, że owszem, wszystko można zamówić telefonicznie (internetowo jeszcze nie widziałam nigdzie), a do tego dostawa jest gratis! Pani mi ładnie wymieniła wszystkie smaki lodów na patyku i zamówiłyśmy:) Po dosłownie (!) 5 minutach zjawił się chłopczyk z naszymi trzema lodami na patyku (Magda miała naprawdę dużą ochotę na lody haha). Fantastyczne! :)
Chciałyśmy potem sprawdzić, czy jak zadzwonimy po gumę do żucia, też nam przyniosą, ale może następnym razem hehe
May 16, 2010
w imieniu Ewy
Moi drodzy,
nasza wspólna koleżanka Ewa rozleniwiła się na tyle, że zbagatelizowała swoich fanów i od dłuższego czasu nie pisuje na blogu. Ba! Zapomniała nawet do niego hasła!! Niewiarygodne!:P
Niemniej, chciałam zakomunikować, że wczoraj cała i nie do końca zdrowa dotarła do Piastowaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa i zdążyła wrzucić już milion zdjęc na facebooka, z których najfajniejsze to pan na rowerze, który wiezie ze sobą z 15 łabędzi (czy to kaczki były?) :)
i ot tyle komentarza od rzecznika i doradcy personalnego marty b.
nasza wspólna koleżanka Ewa rozleniwiła się na tyle, że zbagatelizowała swoich fanów i od dłuższego czasu nie pisuje na blogu. Ba! Zapomniała nawet do niego hasła!! Niewiarygodne!:P
Niemniej, chciałam zakomunikować, że wczoraj cała i nie do końca zdrowa dotarła do Piastowaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa i zdążyła wrzucić już milion zdjęc na facebooka, z których najfajniejsze to pan na rowerze, który wiezie ze sobą z 15 łabędzi (czy to kaczki były?) :)
i ot tyle komentarza od rzecznika i doradcy personalnego marty b.
May 15, 2010
May 11, 2010
brak poczty
W Kolumbii nie istnieje poczta:D Taki wniosek odkryłam dzisiaj. Przez 2 miesiące myślałam bowiem, że to ja nie mogę znaleźć: kartek, znaczków, skrzynek i poczty jako takiej;)
Okazuje się jednak, że coś takiego tu po prostu nie istnieje! haha Oczywiście jest możliwość wysłania czegoś w świat, jednak jedynie poprzez prywatne firmy kurierskie. Także żadne znaczki potrzebne nie są. Kartkę taką dostarcza się do odpowiedniego lokalu, pan to waży i mówi ile wyniesie taka "paczka". Niesamowite, co?
Tak więc moi mili, wszyscy którzy z niecierpliwością czekają na kartkę ode mnie - niestety się rozczarują. moje fundusze nie pozwalają mi na luksus wysłania wam pocztówki z Kolumbii. ;)
Okazuje się jednak, że coś takiego tu po prostu nie istnieje! haha Oczywiście jest możliwość wysłania czegoś w świat, jednak jedynie poprzez prywatne firmy kurierskie. Także żadne znaczki potrzebne nie są. Kartkę taką dostarcza się do odpowiedniego lokalu, pan to waży i mówi ile wyniesie taka "paczka". Niesamowite, co?
Tak więc moi mili, wszyscy którzy z niecierpliwością czekają na kartkę ode mnie - niestety się rozczarują. moje fundusze nie pozwalają mi na luksus wysłania wam pocztówki z Kolumbii. ;)
May 2, 2010
przeprowadzilysmy sie!!!
Jak w temacie, zmienilysmy mieszkanie!
Mieszkamy teraz wreszcie same, bez rodziny. Trzeba powiedziec, ze nasza kolumbijska rodzina naprawde pomagala nam we wszystkim, byli bardzo mili i niczego nam tam nie brakowalo (moze za duzo jajek na sniadanie;) ale jednak mieszkanie samemu ma wiele zalet. Zatem od dzis mieszkamy we 3: ja, Magda i Arantxa (hiszpanka). Mamy 3 pokoje i salon z telewizorem, sofą i dwoma fajnymi fotelami, mamy internet, 2 łazienki, extra basen i ponoć fajna sasiadkę. Minusem niestety jest to, ze mieszkamy w trochę bardziej niebezpiecznej dzielnicy...Ta dzielnica bowiem sama w sobie esta bien, tyle, ze jest na szlaku do dotarcia do najbardziej niebezpiecznej dzielnicy, do której nawet policja nie zagląda.. tak więc trochę się boimy, ale w końcu do odważnych świat należy haha
A dla zwizualizowania nas, foto:
Mieszkamy teraz wreszcie same, bez rodziny. Trzeba powiedziec, ze nasza kolumbijska rodzina naprawde pomagala nam we wszystkim, byli bardzo mili i niczego nam tam nie brakowalo (moze za duzo jajek na sniadanie;) ale jednak mieszkanie samemu ma wiele zalet. Zatem od dzis mieszkamy we 3: ja, Magda i Arantxa (hiszpanka). Mamy 3 pokoje i salon z telewizorem, sofą i dwoma fajnymi fotelami, mamy internet, 2 łazienki, extra basen i ponoć fajna sasiadkę. Minusem niestety jest to, ze mieszkamy w trochę bardziej niebezpiecznej dzielnicy...Ta dzielnica bowiem sama w sobie esta bien, tyle, ze jest na szlaku do dotarcia do najbardziej niebezpiecznej dzielnicy, do której nawet policja nie zagląda.. tak więc trochę się boimy, ale w końcu do odważnych świat należy haha
A dla zwizualizowania nas, foto:
May 1, 2010
sklepy
Dzis bedzie mala kolumbijska refklesja dot. sklepow. Jako ze przez pierwszy miesiac nie mialam zadnych pieniedzy i nie kupowalam sobie praktycznie nic, poza obiadami na uczelni haha wiec ostatnio poza supermarketem, postanowilam wstapic rowniez do paru sklepow z ciuchami :) Roznica kulturowa, ktora irytuje mnie tutaj szczegolnie to fakt, iz w kazdym sklepie pani, ew. pan sprzedawca sledzi kazdy twoj ruch! Tyle, ze nie tak jak w Polsce, ze pani spoglada od czasu do czasu. Tutaj pani chodzi za toba krok w krok i patrzy ci na rece, co chwila pytajac do tego czego szukasz i co potrzebujesz. Jest to dosc meczace, choc tez zabawne, jak ostatnio chcialam sprawdzic w jednym sklepie do jakiego momentu pani bedzie za mna chodzic i zaczelam chodzic po sklepie dookola kilka razy hahah pani jednak zorientowala sie w ktoryms momencie, ze chyba nie ma sensu i odpuscila :P
Druga dziwna rzecz to, ze czesto jak juz sie cos kupuje, to prosza przy kasie o numer twojego dowodu! Do konca nie wiem jaki jest w tym sens.. Zdaja sie tez miec problem, jak mowie ze nie znam numeru i jestem turystka;)
Mozna przy tej okazj powiedziec rowniez, ze tutejsza moda jest o tyle dziwna, ze przy nieustannym upale (choc teraz pada, ale jest goraco ciagle), wszyscy studenci bez wyjatku chodza w dlugich dzinsach a niektorzy zakladaja nawet kurtki! Przy 30, no, moze nawet 26 stopniach... W miejsach wakacyjnych natomiast dziwna rzecza sa siatki (takie jak rybackie), ktore nosza na sobie kobiety... wrzuce zdjecie jak zrobie:)
Wlasciwie to tyle refleksji o sklepach, moge dodac, ze ciuchy sa tu drogie, jedzenie w supermarketach jest drogie i jedyne co sie oplaca, to jesc na miescie niezdrowe hamburgery i hot dogi z sosem ananasowym. Tutaj bowiem wszedzie sprzedaja hamburgery, hot dogi i arepy roznych rodzajow, no i owoce. Tak wiec po udanych zakupach mozna se zjesc takie cos. I ot, tak wyglada wyjscie na zakupy na miasto. :)
Druga dziwna rzecz to, ze czesto jak juz sie cos kupuje, to prosza przy kasie o numer twojego dowodu! Do konca nie wiem jaki jest w tym sens.. Zdaja sie tez miec problem, jak mowie ze nie znam numeru i jestem turystka;)
Mozna przy tej okazj powiedziec rowniez, ze tutejsza moda jest o tyle dziwna, ze przy nieustannym upale (choc teraz pada, ale jest goraco ciagle), wszyscy studenci bez wyjatku chodza w dlugich dzinsach a niektorzy zakladaja nawet kurtki! Przy 30, no, moze nawet 26 stopniach... W miejsach wakacyjnych natomiast dziwna rzecza sa siatki (takie jak rybackie), ktore nosza na sobie kobiety... wrzuce zdjecie jak zrobie:)
Wlasciwie to tyle refleksji o sklepach, moge dodac, ze ciuchy sa tu drogie, jedzenie w supermarketach jest drogie i jedyne co sie oplaca, to jesc na miescie niezdrowe hamburgery i hot dogi z sosem ananasowym. Tutaj bowiem wszedzie sprzedaja hamburgery, hot dogi i arepy roznych rodzajow, no i owoce. Tak wiec po udanych zakupach mozna se zjesc takie cos. I ot, tak wyglada wyjscie na zakupy na miasto. :)
Subscribe to:
Posts (Atom)